O ukrytym skarbie

Legendy o skarbie ukrytym przez estońskich żołnierzy w Dębowcu – wielu z nich ukrywało się na naszym terenie przed NKWD. Istnieje legenda, że pozostawili po sobie wyjątkową kolekcję monet wywiezionych z Warszawy.

W latach 70. dowiedziałem się, że w rejonie w Górach Opawskich w 1945 roku ukryte zostały bardzo duże zbiory numizmatyczne wywiezione z Warszawy – opowiada Bogdan Święcicki, emerytowany archeolog z Katowic. Pan Bogdan był w tym czasie członkiem Polskiego Towarzystwa Archeologicznego i Numizmatycznego. Pasjonowały go dzieje zrabowanych i ukrytych kolekcji. Wiele lat temu wspólnie z przyjaciółmi zorganizował wyjazd w Góry Opawskie, by dowiedzieć się czegoś o tej legendzie. Poszukiwacze mieli informacje, że skarb został schowany w okolicach wsi Dębowiec, a dokładniej na terenie kompleksu leśnego na południe od Prudnika.

W marcu 1945 roku ofensywa utknęła w tym miejscu na dwa miesiące po ciężkich walkach o wzgórze Kraska. Dębowiec do końca wojny pozostawał w rękach niemieckich. Z informacji poszukiwaczy wynikało, że transport cennych monet (nie wiadomo dokładnie z jakiej kolekcji) ewakuowano przed nadchodzącym frontem. Dotarł on do Dębowca i prawdopodobnie został ukryty w przypadkowym miejscu. Być może był to zwykły dół w ziemi, szczelina skalna albo leśny staw.

– Dotarliśmy do jednego z miejscowych, autochtona, który potwierdził, że wie o ukryciu skarbu – opowiada Bogdan Święcicki. – Niestety, nie udało się z niego wyciągnąć żadnych bliższych informacji, gdzie go schowano. Zrobiliśmy wtedy kilka wycieczek po okolicy w ramach rekonesansu, ale niczego nie odnaleźliśmy. To jest za duży obszar. Bez dokładnych wskazówek takie poszukania są bezskuteczne. Poza tym w tamtych czasach w lesie wokół Dębowca nie brakowało jeszcze niewybuchów i musieliśmy być bardzo ostrożni.

Zdaniem emerytowanego archeologa informacja o depozycie jest bardzo wiarygodna. Legendy o skarbie ukrytym w okolicy sąsiedniej wsi Moszczanka słyszał także Franciszek Dendewicz, historyk z Szybowic koło Prudnika. Dendewicz interesuje się min. historią estońskiej dywizji SS, która w 1945 roku walczyła w okolicy Prudnika. W środowisku poszukiwaczy wojennych skarbów kilka razy słyszał wiadomość, że kolekcję cennych monet ukryli właśnie Estończycy.

– Podobno skarb schowano po drugiej stronie granicy, w rejonie sąsiednich miejscowości Jindrichov i Janov w Czechach – mówi Franciszek Dendewicz. – Być może dobrze pilnowana po wojnie granica uniemożliwiła komuś powrót w to miejsce.

– Moim zdaniem tego depozytu nie ukryli ani Estończycy ani Łotysze – uważa z kolei Bogdan Święcicki. – Wątpię, żeby Niemcy mieli do nich tyle zaufania, żeby powierzyć im coś cennego. Te oddziały były przeznaczone do innych celów.

Informacja o poniemieckich skarbach rozpala wyobraźnię do dziś, choć nie wykluczone, że po monetach nie ma już śladu. Po wojnie wiele depozytów znajdowano przypadkowo i sprzedawano za granice. Tylko część wpadła w ręce organów państwa, dzięki czemu możemy się wiemy, że poniemieckie skarby, nie są tylko wymysłami ludzi. Na przykład w latach 2001-2002 w województwie lubelskim policja odzyskała dwa zestawy monet, ukrytych w czasie ostatniej wojny. We wsi Mosiny ktoś odkrył 40 sztuk srebrnego bilonu i oddał je dopiero po interwencji funkcjonariuszy. Z kolei w Sulęcinie w podobny sposób odzyskano 75 monet. Obie kolekcje trafiły do muzeum.

W całej historii niewątpliwym faktem historycznym jest obecność estońskiej dywizji SS na Opolszczyźnie i Ziemi Prudnickiej. W 1940 roku Estonia i pozostałe republiki nadbałtyckie zostały anektowane przez Związek Radziecki. Dla wielu Estończyków sowiecka Rosja była głównym wrogiem ich ojczyzny w tej wojnie. Nie wahali się sprzymierzyć z Niemcami, żeby bronić swojego kraju. Do legionu estońskiego SS wstąpiło ok. 10 tys. ludzi, wielu brało udział w innych formacjach wojskowych. W 1944 roku Estończycy dzielnie walczyli z Armią Czerwoną na pograniczu fińskim. Mimo dużych strat ludzkich XX Dywizja Waffen SS ewakuowała się do Gdańska, a potem trafiła na Dolny Śląsk. W styczniu 1945 roku część dywizji skierowano do walk na Opolszczyźnie.

W lutym żołnierze 45. roku kilka dni stacjonowała w Niemo­dlinie, zbierając siły po długich walkach. Potem żołnierze wycofali się z okrążenia i walczyli w rejonie Korfantowa, Ścinawy, Białej, Racławic Śląskich, Szybowic i Prudnika. Pod koniec wojny Estończycy chcieli uciec na Zachód i poddać się Anglikom, lub Amerykanom. Ich tropem podążały specjalne oddziały NKWD, traktujące ich jako zdrajców, zasługujących na szczególną karę. Amerykanie natomiast po wojnie przyznali im statut neutralnych.

– W Borach Niemodlińskich natrafiliśmy kiedyś na pozostałości po prawdziwej osadzie jednego z estońskich oddziałów – opowiada Bogdan Święcicki, który w ostatnich latach współpracuje z Instytutem Pamięci Narodowej przy poszukiwaniu masowych grobów żołnierzy polskiego powojennego podziemia antykomunistycznego. Te poszukiwania także prowadzą w rejon Łambinowic i Borów Niemodlińskich. – Żołnierze estońskiej dywizji SS jeszcze przez rok po wojnie ukrywali się tu w środku lasów. Wybudowali sobie bunkry, mieli własne studnie. Do dziś widać zapadliska tych bunkrów. Miejscowa ludność pomagała im bardzo długo. Część z nich przedarła się na Zachód, resztę wytropili Rosjanie. O podobnym przypadku napisał we wspomnieniach Stanisław Nabzdyk, w 1945 roku inspektor szkolny w powiecie prudnickim. W istniejącej do dziś leśniczówce koło Rudziczki trafił wtedy na ślady estońskiego oficera, który ukrywał się tu po przejściu frontu. Pomagała mu miejscowa dziewczyna, z którą w końcu wyjechał do Niemiec.